Kulisy pracy kuratora fotografii: rozmowa z Markiem Gryglem

Kategorie:  historia-fotografii
Autor: Aga
marek grygiel
podziel się artykułem:

Kim jest Marek Grygiel? To człowiek, który w swojej pracy stoi poniekąd „za kulisami”, co jednak nie umniejsza rangi jego osiągnięć. „Człowiek-orkiestra”: przewodnik, promotor, fotoedytor, organizator, który dzięki swojej wrażliwości i intuicji i doświadczeniu, pokazał Polakom światową fotografię oraz utorował wielu zdolnym debiutantom drogę do fotograficznej kariery. Z całą pewnością jest kimś, kto za swoje bezdyskusyjne osiągnięcie uznać może kształtowanie naszej wrażliwości na fotografię i sztuki wizualne.

Pomysł na fotografię

Jako osoba odpowiedzialna za dobór artystów, których prace pokazywane były zarówno w Galerii Małej Związku Polskich Artystów Fotografików jak i w Centrum Sztuki Współczesnej na Zamku Ujazdowskim w Warszawie, Marek Grygiel wywarł ogromny wpływ na polską fotografię. Pełniąc funkcję kuratora wystaw obu wspomnianych instytucji udowodnił pełnię swojego profesjonalizmu i potwierdził, iż w Polsce zawód kuratora stoi na najwyższym poziomie. To właśnie on sprowadził do nas artystów zaliczanych do ścisłej czołówki światowej fotografii. Dzięki jego zaangażowaniu mogliśmy oglądać prace Herberta Distla, Zbigniewa Dłubaka, Annie Leibovitz, Sebastião Salgado, Flor Garduno, Natalii LL czy Andrzeja Lachowicza. W sumie, podczas swojej pracy dla Centrum Sztuki Współczesnej, Marek Grygiel zorganizował ponad 50 różnorodnych wystaw. Przy zrozumieniu, jak skomplikowanym procesem jest skuteczna i udana organizacja tego typu przedsięwzięć, wynik ten musi robić wrażenie.

Będąc odpowiedzialnym za całokształt funkcjonowania Galerii Małej Związku Polskich Artystów Fotografików, wielokrotnie udowadniał niezwykłą otwartość umysłu, a także swoistą estetyczną wrażliwość. Pełniąc tę funkcję, miał zgoła odmienne zadanie niż w przypadku pracy dla Centrum Sztuki Współczesnej. Spoczywała odpowiedzialność za losy karier wielu Twórców. Jego decyzje związane z wyborem prac, z pewnością miały wpływ na rozwój ich autorów, a Marek Grygiel bezbłędnie rozpoznawał drzemiący w nich potencjał.

Zadanie kuratora wystaw realizował niezwykle konsekwentnie, co biorąc pod uwagę technologiczne ograniczenia w zakresie możliwości kontaktu, jak i odległość, również tą mentalną, w jakiej znajdowała się Polska od reszty świata choćby w latach 80-tych ubiegłego wieku, było zadaniem arcytrudnym. Samodzielne zdobywanie doświadczeń, determinacja, ale również wyczucie i niezwykła kultura osobista sprawiły, że jako widzowie mogliśmy przez lata obcować z wysoką sztuką na światowym poziomie. Marek Grygiel potrafi bowiem w perfekcyjny sposób dostrzegać w fotografiach to coś, coś co sprawia, że dzieło oprze się upływowi czasu, będzie aktualne w warstwie emocjonalnego przekazu również wiele lat pod naciśnięciu przez Twórcę spustu migawki. Mając za przewodnika po świecie fotografii Marka Grygiela z pewnością nie zbłądzimy.

Pomysł na emocje

Umiejętność pracy z obrazami to z pewnością domena Marka Grygla. Posiadł Opanował on jednak również trudną sztukę łączenia obrazu i emocji w jeden, spójny dla odbiorcy przekaz. Wysoki poziom empatii i głębokie zrozumienie czegoś co można nazwać zbiorową świadomością pozwolił mu stać się świetnym fotoedytorem.

To właśnie na tym stanowisku pracował dla Gazety Wyborczej w latach 1995 – 2017, wybierając do treści obrazy, które budowały nasze rozumienie bieżących wydarzeń. Dobór właściwej fotografii do artykułu czy newsa prasowego jest procesem trudnym, wymaga bowiem znajomości ludzkiej psychiki, swobodnego poruszania się po kodach kulturowych i rzetelnej wiedzy o świecie. Decyzja o tym jakie zdjęcie dobrać wybrać jako ilustrację do nierzadko tragicznych wydarzeń, wpływa na odbiorców, kształtuje wizje, które w głowach czytelników tworzą swoistą twarz faktów. Twarz taką Marek Grygiel potrafił nadawać znakomicie. Sami pewnie nie zdajemy sobie sprawy z tego jak bardzo jego decyzje o wyborze poszczególnych zdjęć ukształtowały nasz obraz określonych wydarzeń.

Pomysł na sukces

Marek Grygiel to człowiek o szerokich horyzontach, uznany specjalista z wielką wiedzą. Trudno się więc dziwić jego obecności na sympozjach poświęconych fotografii, targach, wydarzeniach, wystawach. Wrażliwość i doświadczenie sprawiają, że angażowany jest często do jury konkursów fotograficznych oraz jako kurator wystaw w Polsce jak i za granicą. Jego dorobek i uznanie potwierdza nadanie honorowego członkostwa Związku Polskich Artystów Fotografików.

Marek Grygiel chętnie i otwarcie dzieli się swoją wiedzą - jego teksty przeczytać można w takich magazynach jak: „Obieg”, „Exit”, „European Photography”, „Imago”, „Balkon”, „Image”, „Sztuka pl”. Trzeba też wspomnieć o niemal kultowej dziś „FotoTapecie” - magazynie, w którym od 1992 r. jest wydawcą i redaktorem naczelnym, a który od 1997 r. dostępny jest online. Jako wyjątkowy przewodnik po świecie sztuki Marek Grygiel jest postacią, nietuzinkową, a przy tym niezwykle otwartą. Przekonać się o tym możecie czytając nasz wywiad z Markiem Gryglem, w którym specjalnie dla Was opowiada o swojej pracy oraz o tym czym jest dla niego fotografia…

Rozmowę tą polecamy szczególnie naszym Twórcom, którzy jako osoby zainteresowane fotografią oraz szeroko pojętą sztuką wizualną, planują kolejne etapy swojego rozwoju. Warto dowiedzieć się więcej o tym jak powstaje wystawa, stanowiąca przecież wyjątkowy sposób prezentacji prac, punkt styku wyobraźni Twórcy z odbiorcą. Chcąc uczyć się od najlepszych, uczmy się również od Marka Grygla.

 

 

 

1. Kim właściwie jest kurator? Czy bycia kuratorem można się nauczyć?

Marek Grygiel: Przez lata pracy w Małej Galerii zorganizowałem dziesiątki wystaw, które dały mi to co najważniejsze: doświadczenie. Zatem w moim przypadku było o tyle prościej, że byłem praktykiem. Dziś natomiast można podjąć studia kuratorskie, które bez wątpienia dają szansę na spotkanie i poznanie doświadczeń wielu znakomitych kuratorów wystaw w Polsce. Wiem, że wielu z moich znajomych i przyjaciół, prowadzą zajęcia właśnie z zakresu kuratorstwa na renomowanych uczelniach. Aktualnie szalenie ważną kwestią jest tzw. “fundraising” – czyli, mówiąc inaczej, umiejętność kuratora do pozyskania finansowania na zorganizowanie konkretnej wystawy. Jest to zasadniczo podstawowy problem, w który od samego początku musi być zaangażowany kurator.

 

2. Jakie dodatkowe wyzwania stoją przed kimś, kto obecnie decyduje się na bycie kuratorem wystawy?

Marek Grygiel: Z całą pewnością dobrze jest, gdy za kuratorem stoi jakaś konkretna i rozpoznawalna instytucja. To znacząco ułatwia pracę i pozwala skupić się na kwestiach artystycznych i merytorycznych. Kurator pracujący w ramach takiej instytucji ma przede wszystkim realne wsparcie z jej strony, natomiast osoba pracująca i pełniąca tę rolę jako tzw. freelance curator, lub mówiąc bardziej po polsku - kurator z wolnego rynku – ma zdecydowanie więcej wyzwań logistycznych czy tych związanych z koniecznością zdobycia finansowania. W tym drugim wypadku wyzwania materialne i logistyczne zwykle dominują w zakresie obowiązków kuratora, co według mnie jest największym wyzwaniem dla takiej osoby.

 

3. Jako kurator wystaw, czym się Pan kierował podejmując współpracę z danym autorem?

Marek Grygiel: Inaczej pracowałem w Małej Galerii, której program zakładał nową wystawę co trzy tygodnie, a zupełnie inaczej jako Kurator wystaw na Zamku Ujazdowskim w Warszawie. Wojciech Krukowski, który zaproponował mi funkcję Kuratora Fotografii, sam miał świadomość, że fotografia jest niezwykle ważnym elementem sztuki współczesnej. I ja musiałem tę sztukę fotografii wprowadzić na Zamek Ujazdowski, współpracując z najbardziej uznanymi twórcami, dziś uznanymi za klasyków fotografii. Mając tę świadomość, nie mogłem sobie pozwolić na organizację wystaw debiutantów, skupiałem się na najbardziej znanych i cenionych twórcach: Lachowicz, Salgado, Leibovitz, Hartwig.

 

4. Jak docierał Pan do autorów o międzynarodowej renomie? Trudno było ich przekonać do przyjazdu do Polski ?

M.G. Dziś w dobie internetu i emaila wszystko to jest zdecydowanie prostsze niż wówczas. Musiałem być niezwykle ruchliwy i aktywny poszukując kontaktów do autorów, których prace chciałem pokazać na Zamku Ujazdowskim. W tym kontekście niezwykle ważnym wydarzeniem był Festiwal Fotografii w Bratysławie, który w latach 90-tych był miejscem, w którym mieliśmy szansę spotkać najbardziej uznanych artystów i tym samym zaprosić ich do współpracy i zorganizowania wystawy w Polsce.

5. Czym dla Pana jest dobra wystawa? Jakie cechy musi spełniać zbiór fotografii, abyśmy mogli powiedzieć że stanowi właśnie dobrą wystawę?
 

M.G.Dobra wystawa musi być przemyślana. Musi mieć uzasadnioną ideę, pomysł, powinna być starannie zorganizowana, pozbawiona wpadek i różnego rodzaju technicznych niedociągnięć. Powinna być też prosta w odbiorze. Jest sporo warunków, które muszą zostać spełnione, abyśmy mogli powiedzieć o wystawie, że zasługuje ona na miano dobrej.

Całkiem niedawno miałem okazję obejrzeć naprawdę świetną wystawę. W pewien sposób przypadkowo znalazłem się w małym, dość prowincjonalnym mieście na Litwie, w którym ponad 20 lat temu zrobiliśmy wystawę zbiorową w tamtejszym Muzeum Fotografii. Była to dość duża wystawa zbiorowa, prezentująca fotografie naprawdę znakomitych polskich fotografów: Rytka, Konopka, Zawadzki, Woś i wielu innych. Będąc dokładnie miesiąc temu w tym samym miejscu okazało się, że to niewielkie muzeum jest całkowicie odnowione. Będąc tam miałem wrażenie doskonale urządzonego, niezwykle zgrabnego muzeum fotografii. Zapewne dzięki środkom pozyskanym z UE udało się – w tej niewielkiej, litewskiej miejscowości – stworzyć znakomite, “bombonierkowe” muzeum poświęcone fotografii. To właśnie tam miałem okazję obejrzeć doskonałą, autorską wystawę węgierskiej fotografki, którą znam od lat. Bardzo prosta wystawa prezentująca zbiór autoportretów autorki, która od blisko 30 lat fotografuje się w pewnej założonej konwencji. Dość monotematyczna i na pierwszy rzut oka tautologiczna wystawa, tak doskonale i ładnie wkomponowała się w tę niewielką przestrzeń, że było mi niezwykle przyjemnie móc obejrzeć te fotografie właśnie w takim miejscu. To właśnie najlepiej świadczy o tym, że dobra fotografia ma szansę zaistnieć wszędzie. Pod warunkiem że znajdą się osoby, które chcą i wiedzą jak to zrealizować.

 

6. Jakich argumentów należy użyć, aby przekonać Marka Grygla do bycia kuratorem wystawy fotografii?

M.G.Dziś właściwie już nie zajmuję się zawodowo tego rodzaju działalnością. Niemniej jednak chętnie podjąłbym się organizacji wystawy, która opowiada o jakimś ciekawym zjawisku. Wydaje mi się jednak, że największym problemem jest brak miejsc, w których można by zrobić taką wystawę, przynajmniej w Warszawie. Są oczywiście pojedyncze galerie, które realizują doskonałe programy wystawiennicze, ale gdyby teraz mój znajomy z Finlandii poprosił mnie, abym zaprowadził go do miejsca w którym można zobaczyć dobrą polską fotografię – ze smutkiem stwierdzam, że nie miałbym go gdzie zabrać. Oczywiście odbywają się zdarzenia okazjonalne – doskonałe wystawy, doskonałych twórców – ale nie ma stałego punktu odniesienia, które wyznaczało by pewien wzorzec dla innych miejsc w Polsce.

 

7. Jakich argumentów używa Pan jako juror konkursów fotograficznych, przekonując swoich kolegów do nagrodzenia właśnie tej, konkretnej fotografii? Co przekonuje Pana o jej wartości?

M.G.W kontekście wystaw jest to nieco trudniejsze zadanie. Byłem wielokrotnie jurorem w obszarze fotografii prasowej i fotoreportażu, z racji pełnionej przez wiele lat roli fotoedytora w Gazecie Wyborczej. Jest to dość specyficzny i można powiedzieć zawężony typ fotografii, a mimo to jest tak bardzo popularna. Co ciekawe, bardzo mało jest natomiast konkursów poświęconych fotografii w obszarze sztuki, tzw. czystej fotografii. W jej przypadku kryteria są zdecydowanie mniej obiektywne, można powiedzieć bardziej skomplikowane i znalezienie konsensusu wśród grupy jurorów w tego rodzaju konkursie stanowi zdecydowanie trudniejsze wyzwanie. Nie było to zresztą łatwe także w obrębie konkursów poświęconych fotoreportażowi. Problemem jest także coraz bardziej widoczny proces ewolucji medium elektronicznego, a jednocześnie zmniejszającego się rynku prasy drukowanej. Wszystko to zmienia się w sposób ciągły, w konsekwencji czego zmienia się również rola i charakter współczesnej fotografii.

 

8. Wspomniał Pan o pełnieniu roli  fotoedytora. Czym kierował się Pan podejmując decyzję o publikacji do druku danej fotografii? Jak wygląda cały proces podejmowania tej decyzji?
 

M.G.Kiedyś to właśnie od fotoedytora zależało – w dużo większym stopniu niż dziś – że czy dany materiał zostanie przeznaczony do publikacji czy też nie. Dziś, dzięki dostępności internetu cały ten proces zyskał znacząco na prędkości, zmieniając tym samym rolę i zakres pracy fotoedytora. Przez wiele lat byłem fotoedytorem newsowym, który dziś, w dobie internetu, praktycznie został pozbawiony swojej funkcji w świecie mediów cyfrowych. Kiedyś fotoedytor pracując na bieżąco, często pod presją czasu i redakcji, musiał „tu i teraz” podjąć decyzję o wyborze fotografii ilustrującej teksty, które za kilka godzin miały być wydrukowane. Stwarzało to całą masą emocji, których dzisiaj zwyczajnie już nie mamy szansy doświadczyć.

Na początku lat 2000 pracowałem w Magazynie Gazety Wyborczej. I muszę uczciwie powiedzieć, że była to dla mnie bardzo dobra szkoła klasycznego fotoedytorstwa. Pięknie wydany, kolorowy magazyn, który – co dziś wydaje się dziwne i coraz rzadziej spotykane – zamawiał u fotografa wykonanie zestawu zdjęć na zadany temat, pokazujących określone wydarzenie czy miejsce. Wszystko to w technice analogowej i klasycznych stykówek, potem oczywiście na dobre zadomowiła się technologia cyfrowa, aż w końcu – co stwierdzam ze smutkiem – redakcje w sposób dość bezceremonialny zaczęły pozbywać się doświadczonych, etatowych fotoreporterów. Natomiast sądzę, że nawet dziś, w redakcji magazynów czy miesięczników, rola fotografii jest nadal niezwykle istotna, a fotograf jest swego rodzaju współpartnerem do tekstu. Nawet dziś niektóre z magazynów drukują fotoreportaże, w których to tekst stanowi swego rodzaju dopełnienie do obrazu. Dzięki temu można powiedzieć, że fotografia prasowa – a wraz z nią praca fotoedytora – ciągle istnieje i ma swoją określoną rolę. 

 

9. O czym powinniśmy pamiętać chcąc rozwijać się w fotografii?

M.G.Absolutnie o wszystkim. Po pierwsze jak najwięcej oglądać, widzieć i być otwartym na przyswajanie nowych informacji. Ważne jest, aby mieć ciągły kontakt z klasyczną fotografią, do której dostęp za pośrednictwem znakomitych wydawnictw mamy dziś praktycznie nieograniczony. Jest mnóstwo wydawnictw fotograficznych, które zwyczajnie powinno się oglądać. Nieco gorzej wygląda sytuacja z czasopismami, dla których rynek dość mocno się zmienił, niestety w tę gorszą stronę. Czasopisma typowo fotograficzne – jak np. Kwartalnik Fotograficzny – praktycznie nie istnieją na naszym rynku prasowym. Jest natomiast kilka naprawdę wartościowych tytułów czasopism poświęconych szeroko rozumianej kulturze, w których – może w nieco okrojonej formie – pojawiają się bardzo ciekawe artykuły o tematyce stricte fotograficznej. Na szczęście to wszystko jeszcze jest dostępne, trzeba tylko zrezygnować z migotliwości Internetu i chcieć poświęcić nieco więcej czasu na wyszukanie nieco bardziej wartościowych i zarazem wymagających treści. Krótkie komunikaty i tzw. leady nie są w stanie dostarczyć nam informacji i treści na odpowiednim poziomie.

Żeby móc coś zanegować, trzeba coś więcej o tym wiedzieć. Inaczej nie mamy się od czego odbić i cała dalsza dyskusja zwyczajnie traci sens. Mamy dziś naprawdę doskonałe możliwości edukacji, wielu doskonałych wykładowców zajmuje się propagowaniem różnorodnych form i kierunków w fotografii, prowadząc zajęcia na uczelniach w Łodzi, Warszawie czy chociażby Krakowie. Jest gdzie uczyć się i doświadczać fotografii, wszystko to jest dużo bardziej dostępne niż kiedyś. Trzeba tylko chcieć się temu poświęcić.

 

10.  Co to znaczy dobra fotografia, w jakich miejscach w Polsce jej szukać?

M.G.To się po prostu wie. Fotografia ma zawsze jakiś kontekst i czas, w którym powstaje. Nie dalej jak kilka dni temu, zupełnie przypadkowo znalazłem w sieci zdjęcia Stanleya Cubricka, który jako młody człowiek fenomenalnie dokumentował ówczesne ulice NYC. Fenomenalne obrazy, od których wręcz nie mogłem się oderwać.

Internet bardzo zmienił i poszerzył pole współczesnej fotografii, która dzięki niemu stała się o wiele bardziej dostępna. Tym większą rolę według mnie powinny stanowić miejsca o wyrobionej renomie, będące gwarantem fotografii na poziomie i z klasą. Dobrym przykładem jest tu Leica Gallery w Warszawie, która prezentuje wiele ambitnych wystaw, dodatkowo „na czasie”. Oczywiście są takie, które podobają nam się bardziej, inne nieco mniej. Niemniej jednak wszystko, co mogłem tam zobaczyć, było gwarantem fotografii na wysokim poziomie.

 

11. Jak na tle fotografii na świecie prezentuje się Pana zdaniem aktualny poziom fotografii w Polsce?
 

M.G.Z całą pewnością nie jest źle. Sądzę, że mamy wielu znakomitych artystów młodego pokolenia, których prace i dokonania bardzo dobrze rokują i są dostrzegane na wielu festiwalach fotograficznych o międzynarodowej renomie. Przykładem tego jest chociażby doskonały festiwal Unseen w Amsterdamie, na którym w 2018 roku można było zobaczyć prace m.in. Rafała Milacha, jedynego polskiego fotografa będącego członkiem - kandydatem do prestiżowej agencji Magnum. Możliwości, jakie daje współczesny świat są zdecydowanie większe niż kiedyś. Większość młodych ludzi podróżuje, wiem że wielu z nich odwiedza znakomite festiwale fotograficzne w Aarle, Perpinion, czy inne. Sam staram się rokrocznie odwiedzać Paris Foto, na którym organizuje się wiele przeglądów fotografii prezentującej doskonały poziom, podobnie również ma to miejsce w przypadku FotoFever.

Najbardziej brakuje mi jednak stałego, konkretnego programu fotografii u nas w Polsce, który byłby pewnym wyznacznikiem jakości i poziomu merytorycznego prezentowanych prac. To co sam miałem szczęście realizować przez wiele lat w CSW czy w Małej Galerii było – na miarę naszych ówczesnych możliwości i środków – czymś, co pełniło taką właśnie funkcję.

 

12. Jakie atrybuty sprawiają, że jedna fotografia mimo upływu lat ma „to coś”, a o drugiej zapominamy po kilku minutach od jej obejrzenia? Co Pana zdaniem świadczy o prawdziwej wartości fotografii?

M.G.Pracując w Małej Galerii miałem możliwość organizacji wystaw premierowych, prezentujących pracę osób zupełnie nieznanych. Oczywiście było wśród nich lepsze i gorsze, natomiast zdecydowana większość tych prac wyraźnie pokazywała, że ich autorzy wiedzą doskonale, co chcą nam powiedzieć przez pryzmat swoich prac. Jest w tym zapewne rodzaj jakiegoś przeczucia wynikającego z doświadczenia, ale również umiejętności wyczucia, że właśnie taka a nie inna fotografia ma szansę – w perspektywie czasu – się obronić. Dobrą fotografię po prostu da się rozpoznać, nie tylko w aspekcie umiejętności warsztatowych autora ale przede wszystkim w kontekście odczuć, jakie te obrazy budzą w odbiorcach.

 

13. Obecnie spotkać można wielu fotografów realizujących swoje projekty w duchu klasycznego dokumentu. Co sądzi Pan o tego rodzaju fotografii?

M.G.Takie podejście do fotografii jest obecne praktycznie od zawsze. Swego rodzaju orędownikiem tego rodzaju koncepcji jest Wojciech Wilczyk, próbując stworzyć na tym polu coś w rodzaju ideologii. Na szczęście wielu fotografów dokumentalnych postrzega ten rodzaj fotografii w sposób zdecydowanie mniej oczywisty, a bardziej indywidualny, subiektywny. Dzięki temu fotografia dokumentalna może nadal zaskoczyć odbiorcę nie tylko tym, o czym opowiada ale również sposobem, w jaki to robi. Nawet tu, na Zamku Ujazdowskim odbyła się słynna wystawa Adama Mazura zatytułowana „Nowy Dokument”. Był to swego rodzaju pretekst do wielu dyskusji i rozważań na ten temat, niemniej osobiście uważam ten sposób postrzegania fotografii za swego rodzaju modę. Jest to na pewno rodzaj fotografii, która zyskuje na swojej wartości w perspektywie czasu, natomiast mam wątpliwości czy taki obraz mógłby poruszyć mnie bardziej niż np. fotografia kreacyjna, którą z wykorzystaniem starych, znalezionych fotografii wykonuje od lat Wojciech Prażmowski, czy też Zbigniew Tomaszczuk łączący fotografię w coś w rodzaju performance`u. Takich przykładów jest zresztą dużo więcej, Antoni Mikołajczuk, Józef Robakowski czy chociażby cała grupa skupiona wokół tzw Łodzi Kaliskiej, która niebawem celebrować będzie 40 rocznicę swojego powstania – wszyscy oni są autorami fotografii dużo bardziej nieoczywistej, która z czasem traci na awangardzie, a po latach wręcz zyskuje na swego rodzaju klasyczności.

 

14. Co zrobić, żeby nadać fotografii trwałości?

M.G. W fotografii najważniejsze jest to, o czym opowiada i do czego się odnosi. To w jakimś sensie decyduje o tym czy taki, a nie inny kadr zostanie na dłużej w pamięci odbiorcy. Jest całe grono znakomitych fotografów, którzy fotografują całe życie. Wystarczy jedynie dokonać właściwej i świadomej selekcji ich zdjęć, a upływający czas jeszcze bardziej wzmocni ich wartość – trochę jak w przypadku dobrego wina. Doskonałym przykładem tego zjawiska są fotografie klasyków: Dorysa, Hartwiga czy chociażby Morka. Całkiem niedawno miałem okazję obejrzeć doskonałą wystawę fotografii w Galerii Zachęta w Warszawie pt. Polska na export. Niesłychanie ciekawa wystawa pod kątem edukacyjnym, prezentująca klasyczną fotografię wykonaną na materiałach negatywowych. Wszystko to razem pokazało w doskonały sposób, jaką rolę odgrywa klasyczna fotografia poddana procesowi fotoedycji w klasycznym, drukowanym piśmie czy magazynie. Cały ten proces doświadcza aktualnie swego rodzaju schyłku, tym bardziej warto poświęcić swój czas i uwagę na tego rodzaju fotografię czy wystawę.

 

15. Czy w obecnych realiach cyfrowego i newsowego świata warto nadal drukować swoje prace, nadając im bytu namacalnego?

M.G. Myślę, że odpowiedź na to pytanie jest doskonale widoczna na zdecydowanej większości najbardziej renomowanych festiwali i wydarzeń fotograficznych odbywających się w Europie. Sam obserwuję to m.in. na Paris Foto, gdzie w kilku kategoriach – w tym za debiut książki fotograficznej czy też za najlepszy katalog wystawy – przyznawane są nagrody, które na świecie mają już wypracowaną pozycję i uznanie. Oczywiście wszystko to ma swoją cenę, niestety większość z tych wydawnictw jest droga, a przez to mało dostępna dla większości z nas. Niemniej jednak coraz większe grono współczesnych fotografów stawia sobie za cel wydanie choć jednej, dobrej publikacji książkowej prezentujących jego fotografię. Nieco bliżej nas warto wspomnieć chociażby FotoFestival w Łodzi czy Miesiąc Fotografii w Bratysławie, które również wyróżniają fotografię drukowaną, przyznając nagrody w takiej czy innej kategorii.

 

---Wywiad przeprowadził Piotr Piech 23 sierpnia 2019r.

 

Marek Grygiel, Tadeusz Rolke, Piotr Piech, Mariusz Guzek - Rzeszów 2019.
Fot. Piotr Piech. Od Lewej: Mariusz Guzek, Marek Grygiel, Tadeusz Rolke, Piotr Piech. Rzeszów 2019r.